Spring Breakers

Data:

Uwielbiam ten moment, kiedy zasiadam do filmu z czystej i często zgubnej ciekawości, spodziewając się ckliwej historyjki, głupkowatej i nieśmiesznej komedii albo marnej sensacji, a dostaję coś, po czym długo nie mogę pozbierać szczęki z ziemi. Harmony Korine oszukał w ten niewątpliwie przyjemny sposób każdego z nas, przedstawiając w zwiastunie i na zdjęciach promocyjnych gwiazdy dziecięcych seriali Disneya i komicznie wystylizowanego Jamesa Franco pośród słonecznych plaż Florydy z hitami stacji radiowych w tle. Jestem przekonany, że pod tym względem każdy dał się zrobić w konia, ale jego wodzenie widza za nos tak naprawdę zaczyna się dopiero po kilku otwierających scenach.

Na początku poznajemy główne bohaterki poprzez krótkie, lekko psychodeliczne sceny, które tak naprawdę mówią nam o nich tylko tyle, że są raczej rozpieszczonymi studentkami, poszukującymi wrażeń podczas przerwy międzysemestralnej. Szybko okazuje się, że nie będzie to zabawna historyjka o ich przygodach. Dziewczynom kończy się kasa, a nie mają zamiaru wracać, więc po krótkiej naradzie postanawiają napaść na niewielką knajpę. Bez cackania się z kimkolwiek i czymkolwiek grabią sklep w brutalny sposób, świetnie się przy tym bawiąc. Po całej sytuacji dziewczyny trafiają do aresztu, z którego wyciąga ich tajemniczy jegomość z fryzurą amerykańskiego koszykarza i raperskim uzębieniem wartym więcej niż komenda policji, z której odbierał dziewczyny. Alien (James Franco) – bo tak im się przedstawia wyluzowany mężczyzna – wprowadza dziewczyny w świat lekkiej gangsterki, narkotyków i imprez, które każdy z nas chciałby przeżyć choć raz w swoim życiu.

 spring-breakers-balaclv

I po raz kolejny jesteśmy oszukani przez kalifornijskiego reżysera, bo nie jest to w żadnym wypadku kino gangsterskie ani film-przestroga dla zbuntowanej, amerykańskiej młodzieży. W pewnym momencie uświadamiamy sobie, jak doskonałą parodię współczesnej popkultury stworzył Korine, zamykając w swoim filmie cały kicz i tandetę kultury masowej, która wchłonęła dzieci i młodzież pokolenia urodzonego w okolicach 2000 roku. Brak empatii charakteryzujący główne bohaterki, które przyjaciółkami są tak naprawdę tylko na swoich facebookowych profilach, kult pieniądza, montaż kojarzący się od razu z hiphopowymi wideoklipami oraz instagramowe barwy zdjęć, jakimi nakręcono „Spring Breakers” nie kojarzą nam się za dobrze i naiwny widz będzie czuł się zażenowany, ale o to właśnie chodziło Korinowi, dlatego im więcej głosów oburzenia i negatywnych opinii dotyczących kiczu i złego smaku jego filmu, tym bardziej może on czuć się wygrany, bo kicz w tym wypadku był jego celem, osiągniętym z resztą w stu procentach.

Jakby mało było zamierzonej tandety w stronie technicznej filmu, Korine poprowadził swoich aktorów znakomicie, przerysowując postać Aliena do granic możliwości, a dziewczyny (zaskakująco dobra Vanessa Hudgens, Ashley Benson, Rachel Korine i trochę rozczarowująca Selena Gomez) zamykając w okowach głupkowatości, braku dojrzałości i celu w swoich zachowaniach. Całość doprawiają utwory muzyczne prezentowane w filmie, których jest naprawdę sporo, a ich różnorodność gatunkowa jest bardziej rozpięta niż hawajska koszula Franco – od The Black Keys, przez Britney Spears aż po Skrillexa.

„Spring Breakers” z tajemniczego, ale raczej niewiele zapowiadającego projektu zamienił się w zaskakująco dobre, mocne i ważne kino, dzielące zarówno krytyków, jak i zwykłych, codziennych widzów. Kto wie, może Harmony Korine zapoczątkował nowy nurt filmowy, który zmierza w kierunku popartu. Przekonamy się o tym zapewne w niedalekiej przyszłości.

Zwiastun: