Whiplash

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Wiele było już filmów mówiących o relacjach mentora i jego bardziej lub mniej wiernego ucznia. Temat idealny dla kina familijnego, ale przecież nie tylko, w perfidny sposób gra na ludzkich uczuciach, karmiąc nas wyidealizowanym pragnieniem pięknej przyjaźni i miłości rodzicielskiej. Jednak w tym roku Damienowi Chazelle – młodemu, amerykańskiemu reżyserowi z praktycznie zerowym dorobkiem zawodowym – udało się w okowach tej tematyki nakręcić film świeży, skromny, ważny i przede wszystkim piękny.

Po pierwszym spojrzeniu skojarzenia z filmowymi klasykami, w których główną rolę gra relacja pomiędzy nauczycielem a uczniem są oczywiste, reżyser szybko jednak wybija nam „Karate Kid” z głowy, przedstawiając bohaterów, ich charaktery i drogę którą kroczą. Jest ona dość wyboista, przez co my, widzowie, potykamy się, walimy głową w ziemię, jak najszybciej wstajemy, aby się otrzepać, jednak głowa pozostaje ciężka już do końca seansu.

 whiplash-videoSixteenByNine1050

Film opowiada historię młodego i bardzo utalentowanego perkusisty jazzowego o imieniu Andrew. Marzy on o wielkiej karierze muzycznej, więc całe dnie spędza na ćwiczeniach, lub wsłuchiwaniu się w dokonania swoich mistrzów. Kiedy zostaje wybrany do najlepszej orkiestry studenckiej w USA, prowadzonej przez charyzmatycznego profesora Terence’a Fletchera, chłopak dostaje skrzydeł, a spełnienie marzeń wydaje mu się coraz bliższe. Jednak metody nauczania jego mentora okazują się być bardziej kontrowersyjne niż przypuszczał. Andrew będzie musiał zmierzyć się ze swoimi największymi słabościami i postawić wszystko na jedną kartę, bez jakiejkolwiek gwarancji na sukces.

Wspaniała jest wielopłaszczyznowość filmu Chazelle. Choć opowiada on konkretną historię, nie skupia się na jednym jej przedstawieniu, nie mówiąc już nawet o rozwiązaniu. Opowieść jest otwarta i ciężko jest wyjść z kina bez refleksji nad życiowymi ambicjami i poświęceniami, jakie ponosimy, aby je realizować. Z jednej strony jest to film od początku do końca o muzyce, z drugiej – tragedia bohaterów poszukujących doskonałości do tego stopnia, by w pewnym momencie zapomnieć o tym, że sensem poszukiwań jest odnalezienie.

„Whiplash” to z pewnością dzieło przełomowe dla karier ludzi go tworzących. Zdjęcia i montaż to istne arcydzieło. Estradowe barwy oświetlenia współgrają doskonale z jazzowymi utworami i hip hopowymi cięciami. Uderzające w nas co chwilę zbliżenia instrumentów i grymasów dających z siebie wszystko muzyków w akompaniamencie szlagierów gatunku, pozostają w głowie na długo po seansie. Świetnie pokazali się również aktorzy, zarówno ten młodszy – Miles Teller, który do tej pory zamykał się w miernych, studenckich komediach, jak i starszy – J.K. Simmons, przekonująco odgrywający okrucieństwo i sadyzm, zarówno ten psychiczny, jak i fizyczny, o czym świadczy nominacja do Złotego Globu (oscarowa to już tylko formalność). No i reżyser – Damien Chazelle. Myślę, że w jego przypadku będzie już tylko lepiej, bo osobiście traktuję ten film jako jego obietnicę, że nigdy nie powie sam do siebie „Good job”.

Zwiastun: